Meteoryt.org

Czelabińsk. W poszukiwaniu okruchów kosmosu.


Historie, Ludzie   |    22.04-01.05.2013

Gdy już godzę się z myślą, że drugi dzień zakończę „na zero” – jest! Ładny ponad 100 gramowy okaz leży i szczerzy do mnie szare zębiska. Nie jestem mu dłużny – i też się wyszczerzam w niepohamowanej głośnej radości. Drugi dzień dobiega końca.
Jest dobrze.

24.04

Pobudka, ząbki, kawa, prostowanie kości. Ustalamy zgrubny plan poszukiwań. Wymieniamy dane GPS żeby mieć pojęcie co i gdzie już znaleźliśmy.

Dzień mija na udanych poszukiwaniach. Znajdujemy sporo okazów. Humor dopisuje. Iwo bohaterem dnia – trafia piękny kilkusetgramowy okaz. Postanawiamy zaliczyć nockę w jakimś cywilizowanym miejscu – przydałoby się porządnie umyć i obejrzeć – w okolicy grasują stada kleszczy – faktycznie, strząsamy je z ubrań co chwila. Docieramy do hotelu w Emanżelince gdzie spotykamy ekipę rosyjskich i amerykańskich poszukiwaczy – niestety wszystkie miejsca są zajęte. Niedobrze. Jesteśmy zmęczeni i cokolwiek brudni więc nie bardzo uśmiecha nam się dzisiejsza nocka w autach. Jedziemy do Emanżelińska – ponoć tam jest jakiś hostel. Jest późno gdy udaje nam się go odnaleźć. Jest miejsce do spania i ciepła woda. Więcej nam dziś już do szczęścia nie trzeba.

25.04

Wracamy w teren. Pada. Niby niezbyt mocno ale upierdliwie. Ziemia niemiłosiernie oblepia buty. Co chwila trzeba odklejać błotniste opony. Nieistotne. Szukamy.

Mamy coraz więcej danych, coraz efektywniej szukamy więc co jakiś czas słyszę na radiu – „Mam…”. Mija południe – tylko ja jakoś nie bardzo trafiam. Łażę po lesie. Co jakiś czas między drzewami widzę przemykającego Marcina. Słyszę jak rozmawia na radiu z Iwem – ten ma dziś dobry dzień. Idziemy w jego kierunku. Faktycznie – znalazł dziś piękne okazy. Zwłaszcza jeden z okazów – całkowity z piękną „pianą”. Bajka.

Nie planuję zbytnio myszkować po Iwa placyku ale tego okazu nie mogłem nie zauważyć… Jakieś 30 metrów od nas – pod krzakiem. Leży. Piękny. Czarny. Mokry. Cudo. Podchodzę. Drę się. Tak, drę! Chłopaki podbiegają. Mam w rękach piękny orientowany duży okaz meteorytu. Nie posiadam się ze szczęścia (później Iwo trochę mi podokucza, że mu „podebrałem” okaz… ale nadal się lubimy 😉 )

Przy okazji – zostawiam w krzakach połamanego e-papierosa. Marcin nie omieszkał mi przypomnieć, że obiecałem dzień wcześniej definitywnie rzucić palenie jeśli znajdę duży okaz. Słowo się rzekło… Pierwsza euforia mija. Szukam dalej. Okaz starannie owinięty miło ciąży w plecaku. To mój numer „11”. Przez kolejne 5 godzin nic nie znajduję. Zbliża się wieczór więc ruszam w stronę auta. Jest. „12”. Ładny, kilkadziesiąt gram. Mam dziś świetny humor.

Docieram do samochodu. Maciek też już jest przy swoim. Gotuje wodę na kawę. Ja rozglądam się za jakimś patykiem do oskrobania błota z butów. Obchodzę naszego krążownika – i nagle oczy o mało nie wyłażą mi z orbit! Niespełna 4 metry od auta bezczelnie w trawie leży kolejny kilkuset-gramowy okaz. Nie mogę uwierzyć. Wołam Maćka. Bez słowa patrzy to na mnie to na okaz leżący ciągle u naszych stóp. Mam dziś farta. Cholernego.

Po godzinie wraca Marcin. Widać, że nie jest w formie. Załapał jakieś przeziębienie. Szkoda. Iwo wraca późnym wieczorem. Gościu jest nie do zdarcia. Oczywiście słyszę porcję uwag o „podwędzonym” okazie. Lubię tego Iwa.

Następny

Poprzedni

Meteoryt.org © 2025