Meteoryt.org

Czelabińsk. W poszukiwaniu okruchów kosmosu.


Historie, Ludzie   |    22.04-01.05.2013

Po pół godzinie zastygam. Jest! Nieduży – 11 gram – pierwszy na naszej wyprawie. Jesteśmy w dobrym miejscu! Wołam chłopaków. Ogólna radość, gratulacje. Zapisuję pozycję w GPS, starannie zamykam kamyk w torebce opatrzonej numerem „1”. Jestem przeszczęśliwy.

Nie mija godzina jak słyszę Marcina „na radiu”. Znalazł. 2:0! Chodzimy do wieczora – już bez rezultatów. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Do samochodu docieram pierwszy. Po chwili dostrzegam Marcina i Maćka. Wracają. Iwo jeszcze krąży (potem się przekonam jaki z niego „pies na metki”). Chłopaki wracają nieśpiesznym krokiem.

Pytam o wyniki – Marcin bez zmian za to Maciek z dziwnym uśmiechem mi się przygląda. Wyciąga zza pleców… Chyba nigdy wcześniej nie opadła mi tak szczęka. Skubaniec ma w ręku piękny orientowany okaz meteorytu. Na oko – około kilogram. Szok! Podniecony pytam – gdzie, kiedy… Okazuje się, że znalazł go niedaleko naszych, dosłownie 200 metrów dalej. Długo go oglądamy. Ależ trafienie. Pojawia się Iwo.

Pierwszy dzień poszukiwań za nami. Musimy jeszcze znaleźć miejsce na nocleg. Pierwsze dni planujemy spać na terenie spadku bo szkoda nam czasu na dojeżdżanie do hotelu. Po doprowadzeniu się do ładu (warunki polowe) szybka kolacja – dzielimy się wrażeniami z pierwszych godzin poszukiwań i kładziemy się spać. Pierwsza nocka w miejskim autku… Ciekawe… Dziś już – bez odbioru.

23.04

Pobudka. Ależ to auto ciasne… Karaskamy się ze śpiworów, poranna toaleta. Kawa. Tutaj muszę nadmienić, że piszę tą relację z perspektywy głównie własnych poszukiwań – z prostej przyczyny – nie robiłem żadnych notatek przez te kilkanaście dni i nie jestem teraz w stanie opisać ze szczegółami co i kiedy znajdywali moi Kompani. Zresztą nie same „kamienie” są tu wbrew pozorom najważniejsze co atmosfera która towarzyszyła ich poszukiwaniom… Po śniadaniu ruszamy w teren. Pada propozycja, żeby zacząć poszukiwania trochę dalej na południe od wczorajszego obszaru.

Jednak, gdy po kilku godzinach nie znajdujemy żadnego meteorytu – postanawiamy wrócić na wczorajsze miejsce. Rzuca się w oczy duża liczba śladów kół na polach i łąkach – widać, że miejscowi (i nie tylko) nie próżnują. Wcześniej jednak jedziemy do najbliższej wsi – uzupełnić zapasy. Odnajdujemy wieś, ba – odnajdujemy nawet sklepik – bo lokalne siedliska mają niepowtarzalny urok końca świata. Duże wrażenie robi na nas Wiejska Napowietrzna Żółta Instalacja Gazowa – rury dokładnie oplatają i przecinają wieś (tą i wszystkie wokół) tworząc skomplikowane arterie.

Czy na końcu świata nie ma popijających kierowców mogących „niechcący” dokonać rozklekotaną ładą aktu energetycznego sabotażu? Panie w sklepie są bardzo życzliwe – wręcz towarzyskie – wypytują – skąd my – „Aaa, paljaki…”. Z uśmiechem (a może ze śmiechem?) podają miejscowe wiktuały, podpytują jak jest w Polsce, oglądają polskie pieniądze (mamy jakieś niedobitki w portfelach). Jest sympatycznie.

Przed sklepem pojawia się miejscowa „młodzież” – oczywiście chcą nam sprzedać meteoryty.

„Nie kupujemy. Szukamy.” Wracamy w teren. Zbliża się wieczór a ja nic nie mogę znaleźć. Słyszę na radiu, że chłopaki notują kolejne trafienia. Hmm… Czyżby dziś nic? Jestem cokolwiek zmęczony więc humor mam nie najlepszy – postanawiam powoli wracać do auta. Nie wiadomo skąd – pojawia się Marcin. Wracamy razem.

Następny

Poprzedni

Meteoryt.org © 2025